Ostra gleba
Bogdana wyróżniały dwie rzeczy: szeroka jak Trasa Łazienkowska diastema
i gruntownie obniżona Celica w stylu klasycznych JDM-ów. Felga w negatywie i ostra gleba level dziesięć. Choćbyś nie wiem jak bardzo się starał, to między oponę a nadkole szpilki nie włożysz.
Auto zostało ściągnięte z Japonii, ale zanim Bogdan nabył je okazyjnie od niejakiego Moritza, przeszło jeszcze dodatkowy tuning. Wystarczy wspomnieć tylko, że ów Moritz był wielkim orędownikiem trendu zwanego hellaflush, który można zdefiniować krótko: „nigdy nie jest za nisko, madafaka”.
Nie dziwi zatem fakt, że zakup takiego auta wzbudził lekkie zaniepokojenie w rodzinie Bogdana. Większość jego bliskich uznała po prostu, że zwariował, on sam o sobie wolał myśleć, że jest idealistą.
Jego wizja doskonałego świata zakładała proste drogi i żadnych wybrzuszeń
w asfalcie. Zżymał się na widok wystających studzienek, a progów zwalniających szczerze nienawidził. Wszystkich odpowiedzialnych za ich budowę najchętniej postawiłby przed sądem wojskowym, a potem zamknął w jakimś San Quentin, Colditz albo przynajmniej w Sztumie. Taki właśnie był Bogdan. Nie lubił półśrodków zarówno w życiu, jak i w motoryzacji.
Na co dzień Bogdan poruszał się 3-letnią Corollą (wierność marce przede wszystkim),
a Cudak, jak pieszczotliwie określał Celikę, był tylko na zloty i konkursy piękności. Większość roku dzieło sztuki rzemieślniczej Moritza ze zrozumiałych względów robiło za eksponat w garażu. Po ciężkim dniu dumny właściciel sącząc zimnego Warsteinera lubił sobie na Cudaka popatrzeć. Uważał, że to znacznie ciekawsze i tańsze niż peep-show. Zachwycał się symetrią felgi BBS i jej idealnym spasowaniem z nadkolem
i podziwiał nachylenie opony, które samo w sobie ocierało się o perfekcję. Bez dwóch zdań, nisko osadzona Celica wprowadzała spokój i harmonię w codzienne pełne wyzwań życie agenta ubezpieczeniowego Dużej Firmy, które Bogdan wiódł
w Niemczech.
Kiedy zbliżał się zlot, specjalista od polis pożyczał od sąsiada lawetę i transportował Cudaka na miejsce. Tak zrobił również w tym roku. Załadował i zabezpieczył pojazd, co nie było takie proste, i z samego rana ruszył w drogę. Do Stuttgartu miał bite 500 kilometrów, dlatego w samo południe postanowił zrobić sobie krótki zwischenstopp
i zjeść w przydrożnej restauracji obowiązkowego kasslera z zasmażaną kapustką. Dzień zapowiadał się pięknie, a wieczór, o czym Bodzio był więcej niż pewien, miał należeć do niego. Celica stanowiła główną atrakcję zlotu.
Gdy tak sobie siedział przy obiedzie, główkując, gdzie postawi kolejny puchar ze srebrną grawerą, usłyszał nagle gwałtowne „je-bu-du”, któremu towarzyszyła nieprzyjemna mieszanina dźwięków. Jak gdyby ktoś piłował winyla paznokciem z siłą tysiąca decybeli. Albo nawet miliona. Kakofonia ciągnąca się przez kilkanaście sekund. Odgłosy były na tyle przeraźliwe, że wiele osób zerwało się na równe nogi i wybiegło
z knajpy zobaczyć, co się dzieje. Bogdan nie namyślał się długo. Przewodził w tym peletonie.
„Przed restauracją rozpościerał się apokaliptyczny widok”. Takie słowa z pewnością odnotowałby w raporcie przybyły na miejsce funkcjonariusz niemieckiej policji drogowej, gdyby Bogdan był w młodości stoikiem i umiał panować nad emocjami. Zamiast tego policjant musiał powstrzymać krewkiego agenta od samosądu nad kierowcą pickupa (jak na ironię, tej samej marki co Cudak). W ruch poszła tonfa i gaz pieprzowy.
Pejzaż po bitwie wyglądał tak: laweta stała cała, ale bez Celiki. Ta znajdowała się 200 metrów dalej przy wyjeździe z restauracji na drogę. Unieruchomiona o krawężnik i mocno pokiereszowana. Z wbitym w tył pickupem, który potraktował ją jak pług. Straty w ludziach: dwa wybite zęby oraz złamana przegroda nosowa po stronie kierowcy pickupa i zapalenie spojówek Bogdana.
Można by długo dociekać, jak do tego doszło, że wóz „wypadł był” z lawety, a potem przy pomocy Hiluxa przeorał jeszcze nosem całkiem spory kawałek nawierzchni nim utknął w końcu na krawężniku. To tajemnica godna intelektu porucznika Columbo. Nie było jednak żadnych wątpliwości co do tego, że w grę wchodził czynnik ludzki i bardzo nieudolna próba wzbogacenia się cudzym kosztem. Konkretnie kosztem Bogdana. Obniżona Celica stała się przedmiotem przestępstwa, które zapoczątkowało ciąg następujących wydarzeń: z pucharem do domu wrócił Jonas z Bonn od Skyline’a,
a Bogdan spędził 24 godziny w miejscowym areszcie. Wyszedł z niego całkowicie odmieniony. Kilka dni później dokonał swoistej apostazji, porzucił wiarę w „negatyw”, „demon camber” i „hellaflush” i wystąpił z klubu miłośników zglebionych fur.
Bo taki właśnie był Bogdan. Zarówno w życiu, jak i w motoryzacji nie uznawał półśrodków.
***
A propos stylu hellaflush i jemu podobnych:
Źródło zdjęcia: facebook.com/ShiftRTuningMotorsport/
Sieć ProfiAuto zrzesza już ponad 1600 partnerów w całej Polsce. Należą do niej najlepsze sklepy oraz hurtownie motoryzacyjne. W naszej sieci znajdziesz także w pełni wykwalifikowanych i doświadczonych mechaników samochodowych, którzy naprawią awarię szybko i sprawnie. Wszystkie warsztaty samochodowe posiadają nowoczesne rozwiązania technologiczne tak, aby diagnoza usterki trwała jak najkrócej.
Sprawdź bezpłatnie stan techniczny Twojego samochodu! >>
Komentarze