Mniej rzeźbiarzy i supermenów, zaufanie rośnie

Mechanicy nazywają ich "rzeźbiarzami"œ, bo nie ufają serwisom i zawsze próbują sami "rzeźbić"œ coś przy swoich zepsutych autach. Nie zdarza się to już tak często, jak 15 lat temu, ale od czasu do czasu do serwisu podjeżdża piszczący i trzeszczący samochód, którego właściciel sam wymienił klocki hamulcowe. Niestety nie tak jak trzeba, lub nie na te, które trzeba.
- Problem w tym, że tacy domorośli mechanicy nie pytają o poradę nas, fachowców, ale raczej sąsiada. Myślę, że po prostu wstydzą się, że naprawiają auto sami, żeby zaoszczędzić - mówi Marcin Gorczyca, właściciel serwisu Auto Wega ze Szczecina. - Panie są zazwyczaj odważniejsze, jak się coś psuje, przyjeżdżają do nas, ale panowie często próbują być supermenami - dodaje Marcin Gorczyca.

Dzisiaj ma jeździć, jutro się sprzeda
Zdaniem Andrzeja Janasiaka, od 17 lat właściciela serwisu Mechanika pojazdowa z Katowic, na Śląsku aż roi się od "rzeźbiarzy"œ, dla których warsztat to ostateczność. - Wystarczy w sobotę po południu przejść się po parkingach na osiedlu Odrodzenia. Jest ich pełno. Najpierw naprawiają sami, potem przyjdą podpytać, albo za 20 złotych podgrzać śrubę, która nie chce popuścić, a dopiero w ostateczności oddają do naprawy - żali się Andrzej Janasiak. - Pół biedy, jak wujkowi naprawia auto chłopak, który sam pracuje w warsztacie, ale jak górnik wymienia sobie klocki hamulcowe no to może być z tego tragedia - mówi Janasiak.
Jego zdaniem taka postawa nie wynika z braku zaufania do serwisów, ale z oszczędności i lekkomyślności.
Bardzo oszczędni są też mieszkańcy Chełma (Wschodnia Polska).
- W okolicach Białej Podlaskiej, Siemiatycz, czy Włodawy kierowcy raczej przychodzą do serwisu, ale w Chełmie lubią wszystko sami "kleić"œ. Raz klient przyniósł mi tłumik przecięty na pół, żebym go zespawał, innym razem piastę koła, żeby mu łożysko z niej wycisnąć - żali się Stanisław Olędzki, szef serwisów "Marko"œ, które działają w wymienionych przez niego miastach. - Bardzo oszczędni są w Chełmie. Od co drugiego klienta stamtąd słyszę: "zrób pan tak żeby dziś jeździło, bo jutro i tak się je sprzeda"œ - dodaje Olędzki.
Wyniki sondażu, który przeprowadziła firma ProfiAuto, sieć niezależnych hurtowni, sklepów i warsztatów samochodowych, dostępna w 200 mniejszych i większych miastach w Polsce także pokazują, że polscy kierowcy ufają tylko sprawdzonym mechanikom i nie zawsze oddają swoje auto fachowcowi kiedy ulegnie awarii.
Na pytanie "Czy naprawiasz sam swoje auto?"œ najwięcej, bo 38% respondentów odpowiedziało "Nigdy, zawsze oddaję je mechanikowi"œ, niewiele mniej, bo 35% wybrało odpowiedź "Czasem, wymieniam niektóre części i płyny"œ, a 25%, czyli wciąż stosunkowo wielu respondentów odpowiedziało "Zawsze najpierw próbuję naprawić usterkę samodzielnie"œ.
- W czasach syrenki i trabanta majsterkowanie było na porządku dziennym, dziś samochody stały się bardziej skomplikowane, a kierowcy stali się wygodniejsi. Coraz częściej też, szczególnie w dużych miastach, nie wypada naprawiać samemu auta, bo sąsiedzi pomyślą, że właściciela nie stać na serwis - komentuje te wyniki Witold Rogowski, ekspert ProfiAuto.
Dodaje, że garażowe "dłubanie"œ pod maską występuje jeszcze dość często w uboższych regionach Polski. W Warszawie nawet gdyby ktoś chciał wymienić sobie klocki hamulcowe, raczej pojedzie z tym do serwisu, żeby nie robić sobie wstydu.

Kierowco skup się  na żarówkach
Z ankiety ProfiAuto wynika także, że wzrasta zaufanie Polaków do mechaników samochodowych. Na pytanie "Czy ufasz mechanikom samochodowym?"œ aż 67% respondentów odpowiedziało "Tak, mam sprawdzony serwis"œ; 27% wybrało odpowiedź "Nie, nigdy nie wiem, czy naprawdę naprawili to, co trzeba"œ, a 4% zaznaczyło neutralne "Nie wiem"œ.
- Kiedyś prawie każdy stał ,mechanikowi nad głową i "doradzał"œ, co trzeba zrobić. Dziś normą jest, że zostawiają auto i czekają w domu na telefon od nas - mówi Stanisław Olędzki.
Inna sprawa to to, że nowoczesne auta są zbyt skomplikowane, by można je naprawić bez odpowiednich urządzeń i wiedzy. Po otwarciu maski  patrzymy głównie na plastikowe obudowy. - W zasadzie nawet nie wiadomo gdzie włożyć palce między nie, żeby zabrać się do jakiejś naprawy. W dodatku nawet jeśli uda się coś naprawić i nie uszkodzić przy tym innej części, nie jesteśmy w stanie bez specjalnego komputera usunąć komunikatu, który wyświetla się na pulpicie - mówi Witold Rogowski. Dodaje, że coraz częściej jedynymi elementami, których wymiany kierowcy mogą podjąć się sami są żarówki, płyny i pióra wycieraczek.
Wojciech Głowaty, właściciel wrocławskiego CAROS-Service uważa jednak, że świadomość polskich kierowców rośnie równolegle do stopnia skomplikowania aut. - Powiedzenie "Polak potrafi"œ jest ciągle aktualne. Najczęściej sami reperują ludzie młodzi, rolnicy i taksówkarze, dla których samochód jest narzędziem pracy, więc są przekonani, że wiedza o nim wszystko - mówi Głowaty. Jego zdaniem smykałka do naprawiania wynika z oszczędności graniczacej czasem ze skąpstwem, a nie z braku zaufania do mechaników.
- Kierowcom, którzy uwielbiają poprawiać coś w swoim aucie radzę, by przeznaczyli tę energię na codzienną obsługę techniczną swoich czterech kółek: regularnie sprawdzali ciśnienie w kołach, sprawność świateł - mówi Rogowski.


« powrót do listy